źródło |
TYTUŁ: Angielski pacjent
AUTOR: M. Ondaatje
WYDAWNICTWO: C&T
STRON: 236
DATA WYDANIA: 2001
Utkana z niedomówień i nastrojów poetycka opowieść, która zaczyna się pod koniec drugiej wojny światowej, w zrujnowanym pałacu na południu Włoch. Kanadyjska pielęgniarka, Hana, opiekuje się bezimiennym pacjentem, którego płonący samolot rozbił się na Saharze. Ciężko poparzonego uratowali Beduini i przetransportowali do szpitala. Hana otacza go troskliwą opieką, czyta mu książkę, która może być kluczem do poznania jego przeszłości. Pamięć niezwykłego pacjenta stopniowo powraca i odkrywa jego mroczną tajemnicę. Hana towarzyszy mu w ostatnich dniach próbując zapomnieć o swoich bolesnych przeżyciach. „Angielski pacjent” jest historią miłości uwikłanej w okrucieństwa wojny, uczucia niespełnionego, z góry skazanego na przegraną. Najpiękniejszy romans XX wieku... Na podstawie powieści nakręcono film. (źródło opisu)
Nie wiem czy to co zamierzam napisać to recenzja, czy raczej opinia ... no ale niech będzie. Po książkę sięgnęłam w 2010 roku - czyli jakiś czas temu, ale zrobiła na mnie takie ... wrażenie, że postanowiłam się z Wami podzielić moimi refleksjami i przemyśleniami.
O samej książce i autorze usłyszałam przy okazji nakręcenia filmu na podstawie książki, pod takim samym tytułem. Sięgnijmy pamięcią było to w roku 1996 - film zdobył Oscara w 1997 roku za najlepszy film, w sumie zdobył 9 Oscarów - no więc można powiedzieć tak potocznie że hicior. Nie wymieniając innych festiwali w 1997r. film zdobył razem 15 różnych nagród (cyfra bez Oscarów) - ach więc hicior nad hiciorami. Filmu niestety nie oglądałam, ale wiele koleżanek strasznie film zachwalało. Więc ja mimo wszystko chcąc zapoznać się z tą pozycją - dodam że jakoś książki o wojnie mi nie leżą, no ale w końcu film był bardzo dobry więc książka na pewno też, więc postanowiłam kupić książkę, oczywiście przyznam się że odczekałam chwilę po jej wydaniu i zakupiłam ją w antykwariacie około 2008 roku za 10 zł. Uradowana swoim super zakupem (w autobusie przeczytałam notkę wydawcy i brzmiała zachęcająco),wróciłam do domu i książka powędrowała na półkę czekając na swoją kolej. Jej czas nadszedł w 2010 roku ...
Mamy rannego żołnierza, którego opatruje pielęgniarka (przecież pielęgniarki od tego są), poświęca się zostając z rannym żołnierzem kiedy likwidują szpital i nadal go opatruje, czyta mu książki ... on ma jakieś przebłyski, wspomnienia - poznajemy jego historie zestrzelenia nad pustynią. Potem dołącza do nich hinduski saper ... dziewczyna - pielęgniarka coś wspomina i ................
I ........... i na tym koniec, czytałam te książkę dwa tygodnie, to było bardzo długie, męczące, nudne, ciężkie 14 dni. Doszłam do 88 strony i książka powędrowała na półkę, nigdy do niej nie wrócę. Nie mogłam przez to przebrnąć i strawić, język, słownictwo. Zastanawiałam się jak ktoś przebrnął przez tę książkę, dostrzegł w niej potencjał, napisano scenariusz i powstał film - hicior. Po czytaniu tej książki przeszła mi ochota na oglądanie filmu, choć powinnam go oglądnąć żeby chociaż porównać i zobaczyć czy ten film zasługiwał na tyle różnych wyróżnień i statuetek, bo książka na pewno nie. No oczywiście moja ocena to 1/6 bo nie mogłabym dać więcej.
Mimo wszystko książka została w mojej pamięci jako ta, przy której zrobiono wiele szumu za sprawą filmu, a sama jest kiepska.
Dlaczego do niej wróciłam, bo zastanawiam się czy Wy czytając tę książkę mieliście takie same odczucia, czy Wam się podobała? ... może Tylko ja mam taki wypaczony gust literacki.