źródło |
AUTOR: C. R. Zafon
WYDAWNICTWO: MUZA SA
STRON: 416
DATA WYDANIA: 2012
Rok 1957. Interesy rodzinnej księgarni Sempere i Synowie idą tak marnie jak nigdy dotąd. Daniel Sempere, bohater Cienia wiatru, wiedzie stateczny żywot jako mąż pięknej Bei i ojciec małego Juliana. Następny w kolejce do porzucenia stanu kawalerskiego jest przyjaciel Daniela, Fermín Romero de Torres, osobnik tyleż barwny, co zagadkowy: jego dawne losy wciąż pozostają owiane mgłą tajemnicy. Ni stąd, ni zowąd przeszłość Fermina puka do drzwi księgarni pod postacią pewnego odrażającego starucha. Daniel od dawna podejrzewał, że skoro przyjaciel nie chce mu opowiedzieć swej historii, to musi mieć ważny powód. Ale gdy Fermín wreszcie zdecyduje się wyjawić mroczne fakty, Daniel dowie się "rzeczy, o których Barcelona wolałaby zapomnieć".
Jednak niepogrzebane upiory przeszłości nie dadzą się tak łatwo wymazać z pamięci. Daniel coraz lepiej rozumie, że będzie musiał się z nimi zmierzyć. I choć zakończenie powieści wydaje się ze wszech miar pomyślne, to Ruiz Zafón mówi nam wprost, że "prawdziwa Historia jeszcze się nie skończyła. Dopiero się zaczęła". (źródło opisu - okładka książki)
Jednak niepogrzebane upiory przeszłości nie dadzą się tak łatwo wymazać z pamięci. Daniel coraz lepiej rozumie, że będzie musiał się z nimi zmierzyć. I choć zakończenie powieści wydaje się ze wszech miar pomyślne, to Ruiz Zafón mówi nam wprost, że "prawdziwa Historia jeszcze się nie skończyła. Dopiero się zaczęła". (źródło opisu - okładka książki)
Gdy tylko doszły mnie słuchy, że została wydana następna książka C. R. Zafona "Więzień nieba", wiadomo, chciałam ją przeczytać, tym bardziej że pokazywała dalsze losy bohaterów książki "Cień wiatru". A jak wiadomo "Cień wiatru" to książka, która zachwyciła miliony, w tym i mnie. Jednak nim dotarła w moje ręce, przeczytałam również książkę "Gra anioła", która może nie zauroczyła mnie jak "Cień wiatru", ale miała również swój specyficzny klimat i podobała mi się. Dlatego jak tylko nadarzyła się okazja do sięgnięcia po książkę "Więzień nieba", zrobiłam to i zagłębiłam się w lekturze.
Sama nie wiem czy opisywać Wam fabułę, aby nie ujawnić szczegółów i nie zepsuć czytania tym co jeszcze nie czytali. Powiem krótko, pierwsze dwa rozdziały porwały mnie, zatopiłam się w książce, czytając miałam wrażenie że razem z opowieścią Fermina Romero de Torres jestem w więzieniu, przeżywam z nim jego ciężkie dni i rozpoznaje starych znajomych. Tak, tak ... w książce oprócz bohaterów znanych nam z "Cienia wiatru", przewija się David Martin ... ten sam, jeżeli dobrze kojarzycie, ten pisarz co zawarł przymierze w "Grze anioła". Trzeci rozdział lekko zwalnia, opisując nam powrót Fermina do żywych, niestety pozostałe rozdziały, nie dość że zwolniły tempo, to mamy je lekko opisane, nie czuć już tej całej tajemnicy i mroku, która tak wciągała.
Gdy skończyłam czytać książkę, zadałam sobie pytanie "Gdzie jest reszta książki?" ... brakło mi fabuły, urwała się, w momencie znowu rozkręcania się ... a szkoda, bo z powrotem ostatnie kartki zaczęły mnie wciągać. Być może to zamierzony przez autora finał, przygotowujący nas do następnej książki.
Jeszcze jedno co mi się nasunęło to to że bardzo dobrze jest mieć przeczytane nie tylko "Cień wiatru", ale także "Grę anioła" żeby we wszystkim się połapać i mieć ciągłość sytuacji. Tak naprawdę to dopiero teraz doceniłam "Grę anioła", i wiem że jest świetna. Niestety, ale tej książce zabrakło, wielu elementów z tamtych książek, które tak urzekły i zafascynowały, no i brakło uliczek Barcelony. Wiem, być może nie powinno się tak porównywać książek, a następna wszystko wyjaśni i znów poczujemy ten klimat Cmentarza Zapomnianych Książek i Barcelony.
Czy ją polecam ... oczywiście, poznanie dalszych losów bohaterów i masy pytań, które się nasunęły po przeczytaniu książki, pozwoli nam niecierpliwie czekać na dalsze części.
Moja ocena: 4,5/6
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Trójka E-Pik